„Oni nie przyjadą”: miasto graniczne w Nowym Brunszwiku twierdzi, że mniejsza liczba odwiedzających z USA ma duże znaczenie


Ruch na granicy Nowego Brunszwiku i Maine spadł o 38 procent, co stanowi prawdziwe wyzwanie dla przedsiębiorstw, które są uzależnione od ruchu z południa granicy.
W miasteczku St. Stephen w Nowym Brunszwiku strumień klientów robiących zakupy przy granicy z Maine zmniejszył się do niewielkiej strużki.
„Kiedyś przychodzili w każdy piątek, sobotę, robili zakupy, artykuły spożywcze tutaj i wszystko. A teraz już tu nie przychodzą” – powiedziała Cathy Sears, która prowadzi King St. Take Out.

„Musieliśmy podnieść ceny i jesteśmy zmuszeni zamykać sklep dwa dni w tygodniu z powodu braku sprzedaży”.
Burmistrz miasta, Allan MacEachern, poinformował, że w ramach National Border Mayors' Alliance trwają działania mające na celu uzyskanie ulg w taryfach lub dotacji rządowych, lecz na efekty trzeba długo czekać.
„Jesteśmy całkowicie zależni od przepływu ludzi i produktów, a jako społeczność przygraniczna, właśnie tym jesteśmy. Potrzebujemy więc tego ruchu” – powiedział.
Pomimo napięć transgranicznych, jedna lokalna piekarnia odnotowuje wzrost sprzedaży — o 15 procent. Właściciel The Fat Pie, Mike Porcelli, przypisuje to odnowionemu skupieniu się na produktach kanadyjskich i zwiększonej lojalności.
„Obrót nie spadł, wręcz przeciwnie – wzrósł, mamy do czynienia z napływem Amerykanów zza granicy, którzy przyjeżdżają tu każdego dnia i wielu z nich przeprasza za całą tę sprawę z cłami” – powiedział.
„Twierdzą, że to nie była ich wina, twierdzą, że nie głosowali na to. Byli w tej sprawie niezwykle mili”.
Więcej szczegółów na ten temat znajdziesz w materiale powyżej.